Dopadłam ją na końcu bocznej, obskurnej alejki. Uniosła sine ręce w geście poddania. Błagała o litość, ale procedury nie pozwalają na jakikolwiek akt miłosierdzia.
-I tak wiodłaś żałosny żywot.- wzruszam ramionami i unoszę miecz wysoko. Ciach i po sprawie. Kocham tą robotę.
Idę szybko w stronę kawiarni, gdzie mam spotkać się z Edwardem. Boże, czemu jest tak zimno? Za dwa tygodnie święta, wszędzie wiszą świecące ozdoby i można potykać się o choinki. Mimochodem uśmiecham się. Zawsze lubiłam święta.
Wchodzę do (wreszcie!) ciepłego pomieszczenia. Zamawiam to co zawsze: dużo kawy, dużo cukru. Powinnam zmienić zwyczaje, bo w moim ciele chyba nie ma już magnezu.
Pięć minut po tym, jak moja kawa stałą się zimna jak powietrze na zewnątrz, do kawiarni wchodzi Edward z miną, jakby wcale się nie spóźnił. Siada spokojnie obok mnie.
-Jasna cholera, Edward, znasz takie pojęcia, jak PUNKTUALNOŚĆ I ZEGAREK?!- pytam
-Oh, przepraszam, są straszne korki, a na zewnątrz chyba z milion stopni na minusie...- odpowiada ten irytujący nieudacznik.
-Dobrze, obydwoje wiemy świetnie, że pewnie znowu grałeś w gry. Nie zaprzeczaj. Nie ważne, przejdźmy do rzeczy. Zarejestrowałam silną działalność Oui w północnej części miasta,
- W takim razie zgłoś to do Starego.- odpowiada bez pytania biorąc moją kawę.
-Oczywiście, że to zgłoszę, ale jest coś jeszcze. W lesie, pod stacją widziałam dzisiaj Marco.
Marco był Żniwiarzem razem z nami, ale porwały go Oui. Oui są potworami przypominającymi ludzi. Żywią się ludzkim mięsem. My, Żniwiarze walczymy z nimi od setek lat, zabijamy, niszczymy ich kryjówki, oraz zapobiegamy pojawianiu się nowych. Od jakiegoś czasu, Oui zaczęły porywać naszych przyjaciół i robić z nich takie same kreatury, jakimi są. Nikt nie wie, jak można stać się Oui, a nasz oddział został wybrany do odkrycia tej zagadki.
Brzmi jak fragment powieści przygodowej?
Tak, dopóki nie zobaczysz jak zjadają twoich znajomych.
-Cholera, Marco...szkoda, że....
BUM
-Co to?!- krzyczy Ed
Podchodzę do okna
-Chyba niebo wybuchło.- mówię spokojnie.